Zwyczaje wigilijne w Beskidzie Śląskim i Żywieckim

Zwyczaje wigilijne w Beskidzie Śląskim i Żywieckim

Przed nami święta Bożego Narodzenia. W Beskidzie Żywieckim w ten wyjątkowy czas wprowadzały powinszowania, czyli życzenia powtarzane przez wszystkich, w okresie od św. Tomasza (21 grudnia) do Nowego Roku, przekraczających próg domostwa gości i przybyszów. Powinszowania miały różne formuły, zależnie od tego, kto je wypowiadał, a gwoli ścisłości, najlepiej, by robił to młody, zdrowy chłopak lub dzieci – to miało zwiastować pomyślność i szczęście.

W okresie przedświątecznym jeszcze dwie daty w Beskidzie Śląskim odznaczały się w kalendarzu, były to:

21 grudnia – św. Toma, „W Toma siedź w doma”, któremu to nakazowi towarzyszyło przekonanie, że tego dnia nie należy przekraczać granicy swojej posesji, która to miała chronić przed wpływami zła, upatrywanego w zbliżającej się, najdłuższej nocy w roku.

23 grudnia – „szczodry dzień”, górale do swoich sąsiadów posyłali przez dzieci różne produkty żywnościowe, które mogły być przydatne do przygotowania wieczerzy. Był to też dzień wszystkich swoich, ale odmiennych, obcych – komorników i ułomnych, chodzili oni wówczas od chaty do chaty, prosząc o dary, a razem z nimi otrzymując potwierdzenie przynależności, dobroci i opieki.

Sam dzień Wigilii rozpoczynał w naszym regionie okres świętych wieczorów, trwający do Trzech Króli, który to charakteryzował się zakazem jakiejkolwiek pracy, gdyż ta mogła przeszkadzać pobytowi powracającym na ten czas do swoich domostw duszom. W dniu Wigilii dzieci starały się być grzeczne,  a dorośli stronili od swar oraz godzili się z sąsiadami i krewnymi, gdyż przestrzegano powiedzenia: „Jako Wigilia, taki cały rok”. Zgodę pieczętowano wypijanym na gorąco „wilijówkym”, wódką z miodem i korzeniami. Tego to dnia, już od świtu, chłopcy biegali po chałupach, by zawinszować słowami: „Na scęści! Na zdrowi! Na tom świentom Wilijom!”. Gospodyni rankiem przynosiła świeżą wodę i zanurzając w niej gałązkę jodły, kropiła domowników, błogosławiąc ich w dobrach i obfitości. Gospodarz zaś do tej wody wrzucał monetę, a każdy z domowników mył w niej ręce i twarz dla zapewnienia dóbr i zdrowia w kolejnym roku. Aby ten był udany, każdy członek rodziny powinien z Wigilię wstać skoro świt i w pogodzie ducha i spokoju zabrać się do swoich zajęć, by sprowadzić szczęście, harmonię w rodzinie i obfitość w nadchodzącym roku.

Pierwsza gwiazdka, jak i dzisiaj, dawała znak rozpoczęcia wieczerzy, a ta odbywała się przy stole (pod stół kładziono buraki i ziemniaki na dobre plony, zaś na jego środku stawiano zapaloną świecę, dawniej łuczywo) przykrytym białą płachtą lub lnianym prześcieradłem, a na nim ustawione były rarytasy: bochen swojskiego chleba, opłatek, świeże jabłka, suszone owoce i grzyby, orzechy, owies, ziemniaki, miód, roztopione masło oraz potrawy: kwaśnica z ziemniakami, kapusta z grochem, żur owsiany, kluski i krupy jęczmienne. W skład potraw wchodziło wszystko, „co się siało i sadziło, wszystko co się w polu i lesie rodziło”. Obok jadła kładziono drewniane łyżki (o jedną więcej niż było biesiadników), stawiano zdjęcia zmarłych, których tego wieczora nie mogło zabraknąć, oraz pusty talerz z podstawionym przy nim pustym krześle – dla przybysza, również tego z zaświatów (ominięcie tego zwyczaju zwiastowało śmierć w rodzinie). Na stół kładziono również siano, owies w woreczku i pieniądz, by się wiodło i szczęściło. A nogi stołu owijano łańcuchem, by domownicy trzymali się razem i mieli żelazne zdrowie, siły i zasady. Kładziono też pod stołem żelazne przedmioty – aby nabrać od nich sił.

Po ujrzeniu pierwszej gwiazdy na niebie gospodarz szedł do obory podzielić się ze zwierzętami opłatkiem i chlebem. Po tym rozpoczynano wieczerzę.

Istniało wiele norm podczas wigilijnej wieczerzy, nie wolno było podpierać się łokciami, rozmawiać, a z każdej potrawy należało skosztować po trzy łyżki. Tego wieczoru bratano się z przybyszami, obcymi, nawet tymi niebezpiecznymi, by zyskać sobie ich sympatię, przychylność. Do wspólnego posiłku wzywano dusze bliskich zmarłych oraz inne błąkające się nocą dusze, wołano w stronę okien: „z potoków, z obłoków, przyjdźcie ku nom wiecerzać, przyjmujemy wos”. Gdzieniegdzie przywoływano na wieczerzę wilka, by go obłaskawić, a nawet niedźwiedzia czy złodzieja. Do każdego stołu zapraszano Jezusa, wypowiadając słowa modlitwy: „Przyjdź Panie Jezu, racz się za gościa stawić i racz nam te dary pobłogosławić”.

Wieczerzę kończyła wspólna modlitwa, gospodarz wychodził do ogrodu z siekierą, uderzając słabo owocujące drzewa obuchem siekiery i grożąc, że je zetnie, jeśli się nie poprawią, a następnie zasiadano do wspólnego kolędowania – które trwało aż do pasterki. Na nią szło się gromadnie, w domu pozostawiając tylko niedołężnych starców oraz matki z dziećmi. Z pasterki wracano, spiesząc się, wierzono bowiem, że kto wróci pierwszy, ożeni się lub wyjdzie za mąż w nowym roku, zaś gospodarzom poszczęści się i szybko zakończą swoje prace rolne.

Czas ten naznaczony był szczególną mistyką, a dzień wigilijny naznaczała wyjątkowa atmosfera napięcia, radości, oczekiwania na coś niezwykłego. Mamy nadzieje, że aura tego czasu, tego świątecznego wieczoru pozostała niezmienna i już wkrótce pochłonie nas wszystkich, mimo zmian, które zaszły, mimo dekad, które dzielą nas z opisanymi zwyczajami.

źródła:

  1. „Zwyczaje zimowe w Beskidzie Śląskim i Beskidzie Żywieckim”, B. Rosiek, M. Kiereś
  2. https://www.etnozagroda.pl/gorale-zywieccy/obrzedy-i-zwyczaje-doroczne

Udostępnij!